8
ul. Szeroka, pomnik Nissenbaum Foundation
2/7/2022
Kiedy moja mama miała dziewięć lat, widziała kiedyś, jak jej ojciec pod ramię prowadził starsza kobietę wysiadającą z samolotu. W latach powojennych ludzie pojawiali się czasem w drzwiach mieszkań swych bliskich, wbrew wszelkim przeciwnościom, jak gdyby powstawali z martwych. To było rzadkie, ale możliwe. Każda starsza kobieta mogłaby potencjalnie być babcią mojej matki, wracającą z wojny. Ale kiedy ojciec mojej mamy przyszedł do sali przylotów na lotnisku, starszej kobiety już nie było. Moja mama pamięta, że jej rodzice nie rozumieli, dlaczego wybuchła płaczem.
Mój dziadek wiedział, że jego rodzice zostali zamordowani w Auschwitz, ale nie wiedział dokładnie, kiedy. W latach 90. odwiedził Auschwitz i z mamą przeszukiwał akta archiwalne. Nie znaleźli jednak imion jego rodziców wśród niekończących się Rosenbergów. Pomagający im archiwista z obozu Auschwitz wyjaśnił, że to normalne i że Niemcy spalili wiele z tych akt.
Kiedy był już po dziewięćdziesiątce, w jednej z rzadkich rozmów o jego rodzicach, zapytał, czy mogłabym spróbować jeszcze raz przejrzeć listy i odnaleźć ich. Wystarczyło kilka wizyt w archiwum Holokaustu w Jerozolimie, aby zawęzić ilość list deportacyjnych, do tych na których mogli się znajdować. „Potrzeba mi jeszcze jednej wizyty w archiwum” –powiedziałem dziadkowi, który poprosił, żebym odpuściła. – Po prostu zostaw to –powiedział.
Kilka lat później zadzwoniła moja mama i powiedziała, że jej kuzyn Michael odnalazł datę śmierci ich dziadków.
Dzwonię do Michaela, żeby zapytać o szczegóły. Mówi mi, że dwukrotnie odwiedził
Wrocław. Pytam, czy jego ojciec Max, brat mojego dziadka, opowiadał mu coś o swoich rodzicach. Może mówił więcej niż mój dziadek? Nie, odpowiada Michaela. W końcu byli braćmi.
Następnie wyjaśnił, w jaki sposób krzyżowo sprawdził trzy listy. Niemcy byli bardzo metodyczni, mówi. Odnalazła się lista z datą ich deportacji z Wrocławia do Auschwitz w 1943 roku. Potem była bardzo szczegółowa lista wszystkich pozostawionych przez nich rzeczy. Każdy koc, każdy podkoszulek, każda poszewka na poduszkę zostały wymienione. Następnego dnia sporządzono listę z nazwiskami tych, którzy przyjechali z Wrocławia do Auschwitz tym konkretnym transportem, a następnie zostali przydzieleni do pracy przymusowej. Nie było ich na tej liście. Potem nie znalazł ich już na żadnej innej liście. Stąd wiadomo, że zostali wysłani do komory gazowej, powiedział.
W roku, w którym Michael powiedział nam o tej dacie, miałam zaplanowaną dwudniową podróż służbową do Berlina. To była moja pierwsza wizyta w Niemczech – a termin mojego lotu dokładnie pokrywał się datą, którą odkrył Michael. Bezskutecznie próbowałam zmienić termin lotu i w końcu poleciałam do Berlina ze świecą w walizce. To była jedna z tych białych świec, które zapala się zmarłym. Miałam ją gdzieś jakoś zapalić, ale skończyło się na tym, że nie chciałem zostawiać żadnych resztek świecy w Berlinie. Ani małej puszki po niej. Ani wosku. Ani dymu. I tak świeca wróciła do domu jak nowa.
●
W nocy po rozmowie z Michaelem budzę się o 2 nie mogąc oddychać. Minęło kilka
miesięcy, odkąd zaczęłam pisać i wielokrotnie poprawiać te listy do Ciebie, Czytelniku, próbując skonstruować klarowne zdania po dziesięcioleciach milczenia, które wcale nie przypominało milczenia. Odłożyłam rozmowę z Michaelem na ostatnią możliwą chwilę. Któregoś dnia, kiedy moje dzieci znajdą te trzy listy z poszewką na poduszkę i podkoszulkiem, również rozboli ich brzuch. Ich również czekają nieprzespane noce. Wszystkie te próby układania słów, aby odnosiły się do nazwy „Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie”, udawanie, że czas leczy rany. Wszystkie te próby zaprzeczenia, że kiedy spaceruję po pięknych ulicach Kazimierza z jednorazowym kubkiem herbaty ziołowej na wynos, moje DNA nie krzyczy „UWAGA!”. Nie. Słucham uważnie. Moje DNA nie krzyczy „UWAGA!”. To szloch rozpaczy. To szloch niemej rozpaczy mojego dziadka trwającej kilkadziesiąt lat, rozpaczy mojej matki, mojej własnej rozpaczy i rozpaczy moich dzieci w
przyszłości. Żadne poprawianie tego teksu dla Ciebie, Czytelniku, nigdy tego nie zmieni.